Centrum dialogu
Czy współczesna polska szkoła może być inna? Centrum Naukowe EKOLA prezentuje rozmowę z prof. dr hab. Mirosławą Nowak-Dziemianowicz. Wywiad jest znakomitym uzupełnieniem wykładu, wygłoszonego przez Panią profesor na konferencji, organizowanej przez Fundację Oświatową EKOLA w ramach Jesiennego Salonu Edukacyjnego, 11 września bieżącego roku. Serdecznie zapraszam do lektury!
Robert Mertuszka, Koordynator CNE
Rozmowa z prof. dr hab. Mirosławą Nowak-Dziemianowicz, Dyrektorem Instytutu Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Opolskiego
EDUKACJA NIE JEST WKŁADANIEM W RAMKI
Centrum Naukowe EKOLA: Pani profesor na konferencji zorganizowanej przez Fundację Oświatową EKOLA wygłosiła wykład pt.“Edukacja to relacja”. Porozmawiajmy jeszcze chwilę o tym problemie. Dlaczego, zdaniem Pani, to takie ważne zagadnienie?
Prof. dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz: Edukacja sprowadzona do relacji, jest w znacznej mierze kontrą do liberalnego wyobrażenia o świecie. Zdaniem wielu humanistów, badaczy społecznych, to co doprowadziło do obecnego kryzysu społecznego, zalewu populizmu, niezadowolenia, alienacji, jest konsekwencją liberalnego pojmowania świata i zwycięstwa pewnej wizji kapitalizmu. Zostaliśmy sprowadzeni - nasze życie społeczne - do generowania kosztów i do generowania zysku, który powinien te koszty przewyższać. W takim kształcie liberalny świat ma się świetnie. Trochę przewrotnie, krytykując ten obraz świata, zaproponowaliśmy pewne nowe trzy fazy w rozwoju człowieka. Pierwsza z nich to faza przed wytwarzaniem PKB, kiedy człowiek jest jeszcze nieproduktywny. Niczego nie wkłada, żadnego zysku nie generuje, ale jest potencjałem. To pole do popisu dla liberalnej edukacji, którą ja absolutnie odrzucam i krytykuję.
CNE: A co w tej edukacji takiego złego?
MN-D: Wszystko! To taka bankowa koncepcja edukacji. W młodych ludzi – uczniów, studentów, inwestujemy i wyposażamy w różne kompetencje. Tak na marginesie, słowo kompetencje, wiem, że Pan się tym zajmuje, również należy do języka liberalnego świata. Przełożą się one na wzrost PKB. Tak więc dokładamy dodatkowe zajęcia, aby w przyszłości odzyskać to wszystko, co włożyliśmy. Więc faza przed PKB sprowadza człowieka do istoty, którą trzeba wyposażyć w jak najwięcej właściwości i rzeczy, z których człowiek będzie korzystać w dorosłym życiu, oczywiście generując przychód, zysk, dochód. To byłaby pierwsza faza rozwoju. Druga faza rozwoju to czas produkcyjny i znowu edukacja, w tym dyskursie sprowadzona jest do problemu zatrudnialności. Znamy to znakomicie i możemy ująć w zdaniu: po której szkole młody człowiek najlepiej, najłatwiej, najszybciej znajdzie dobrze płatną pracę. Uczelnie badają to zagadnienie, prowadzą rankingi, przekonując, że: po naszych studiach wyższych znajdziecie pracę, a po innych będzie trudniej. Z liberalnego punktu widzenia, najbardziej wartościową jest oczywiście druga faza rozwoju. No i trzecia, ostatnia, kompletnie pozbawia wielu ludzi nadziei. Już nie tylko nie wytwarzają oni PKB, ale są wyłącznie kosztem. Emeryci, ludzie starsi, stają się tylko ciężarem. Jeśli sobie uświadomimy, że na człowieka spogląda się w kategoriach kapitału społecznego, kulturowego, indywidualnego, zbiorowego, to jest to przerażające. Doskonale pamiętam entuzjazm, kiedy w Polsce w latach osiemdziesiątych pojawiły się teorie kapitału społecznego. Na świecie autorzy książek o kapitale społecznym dostawali nawet Nobla.
CNE: Czyli nie było tak źle skoro dostawali Nobla. Coś w tej teorii było jednak wartościowego?
MN-D: To jest liberalny świat i on przyznaje nagrody liberałom. W momencie kiedy pojawiły się te teorie i nagrody, prof. Tomasz Szkudlarek, znakomity naukowiec, stwierdził, że ekonomiści zabrali humanistom ich teorie, sposób myślenia i przerobili to na język ekonomii. Wszystko, co mówiono językiem kapitału społecznego o zasobach, kompetencjach, umiejętnościach, wiedzy, mieściło się w klasycznych teoriach pedagogicznych i psychologicznych. W teorii osobowości, charakteru, emocji. My, mówiąc potocznie, nie mówiliśmy zasobami, zasoby bowiem sprowadzają myślenie do czegoś przedmiotowego. My humaniści mówiliśmy, że ludzie różnią się osobowością, kreatywnością, twórczością, cechami charakteru, odwagą, nonkonformizmem. To wszystko, nad czym ubolewam, zamieniono na zasoby.
CNE: Nie wiem, czy dobrze odczytuję intencje Pani profesor, ale mocno upraszaczając zapytam, czy polską szkołę w jej obecnym kształcie należy zburzyć i zaorać ziemię?
MN-D: W latach osiemdziesiątych szkoła była podporządkowana pewnej totalnej wizji społeczeństwa. Wiadomym jest, że edukacja została niebezpiecznie upolityczniona i już wtedy o tym mówiłam. Jako, że jest nadbudową, uzasadnieniem, sferą aksjonormatywną, zawsze będzie ideologiczna, nieważne, czy w konserwatywnym prawicowym, czy też lewicowym demokratycznym państwie. Zawsze będzie uzasadnieniem dla pewnego porządku władzy i dla jej systemu wartości. Nie ma w tym nic złego, tylko warto jest rozpoznać: Czy to jest linia partii? Czy wybór wspólnoty? Czy na to się zgadzamy? Czy podlega to w ogóle dyskusji? Czy jest to niepodważalny dogmat, kłamstwo czy prawda? Wszystko to jest bardzo skomplikowane. Szkoła z behawioralnej, zamieniła się bowiem w instrument, narzędzie rynku. I takiej szkoły nie chcę i jej nie akceptuję.
CNE: Czy istnieje możliwość, aby od tego modelu odejść?
MN-D: Dzisiaj na świecie żaden intelektualista przy zdrowych zmysłach, nie będzie piewcą liberalizmu. W Polsce niestety ciągle stoimy w miejscu. Jesteśmy strasznym, zamkniętym zaściankiem. Istnieją oczywiście środowiska, w których dyskutuje się o innych, nieliberalnych koncepcjach oświatowych, są one jednak marginalizowane. Dodatkowo teraz rozwijana jest nowa/stara koncepcja edukacji, państwa i wspólnoty, co jeszcze bardziej utrudnia jakikolwiek dialog. Sprowadzanie ucznia do przedmiotu, jego rozwój do korzyści, mówienie o tym językiem bilansów zysków i strat, dodatkowo wszystko to zamoczone w patriotycznym, narodowym sosie, szkodzi i odbiera człowieczeństwo. Polecam wszystkim książkę Marthy Nussbaum W trosce o człowieczeństwo. Autorka jest amerykańską filozofką, humanistką, od wielu lat, na całym świecie, walczącą o humanistykę. Tłumaczy ona dlaczego w tym liberalnym, rynkowym świecie humanistyka jest ważna oraz jak wielką powinna być wartością, nawet dla ludzi, którzy nastawieni są wyłącznie na zysk, a życie sprowadzone jest do rynkowej gry.
CNE: Jak więc zdefiniować szkołę, która będzie inna, lepsza od obecnej?
MN-D: Piszę o tym od dawna, że edukacja, to jest taki rodzaj praktyki społecznej w wyniku, którego człowiek ma szansę na rozwój. Każdy człowiek powinien dostać szansę na rozwój wedle własnego potencjału, potrzeb, oczekiwań i aspiracji. To jest istota edukacji! Dzisiaj edukację sprowadzono wyłącznie do roli adaptacyjnej. Ma ona oczywiście pełnić taką funkcję, bez niej dziecko nie dowie się bowiem co mu wolno, a czego nie. Młody człowiek musi przecież nauczyć się pisać i czytać, dowiedzieć, jak należy poruszać się w świecie społecznym. Tylko, że jest to jedna z wielu funkcji edukacji. Szkoła polska sprowadziła, niestety, edukację tylko do tej funkcji. Zobaczmy ile, w myśleniu osób obecnie odpowiedzialnych za oświatę, jest sprzeczności. Z jednej strony ciągle mówimy o ryzyku, nieprzewidywalności świata, z drugiej zaś udajemy, że jest przewidywalny, nie ma żadnego ryzyka i jesteśmy w stanie powiedzieć do absolwenta szkoły średniej: idź na prawo, na medycynę, anglistykę, informatykę, ekonomię będziesz bogaty i szczęśliwy. Bardzo szybko okazało się, że tak do końca nie jest. Im szybciej zobaczymy, że świat się bezustannie zmienia i jest przesycony ryzykiem, przez to właśnie, że nie wiemy, w którą stronę się zmieni, tym lepiej dla wszystkich. We współczesnym świecie nikt nikomu niczego nie zagwarantuje.
CNE: Wobec tego jaką możemy dać szkołę?
MN-D:Taką, która pomoże nam odnaleźć siebie, bo to jest w świecie najważniejsze. To jest w zasadzie jedyna rzecz, którą możemy ze swoim życiem zrobić. Możemy odnaleźć siebie i swoją drogę.
CNE: A tak mniej poetycko. Co to znaczy?
MN-D: Mądrzy dorośli i szkoła mają dawać zadania podczas, których nie będą ucznia oceniać, bo to jest chore z założenia. Cały konstrukt trzeba wymyśleć na nowo. Nikt, od czterdziestu lat, nie chce mi uwierzyć, że obecna szkoła działa na wzór klasztornych szkół przykościelnych, gdzie trzeba było wtłoczyć szereg aksjomatów i nie ważne, że te aksjomaty dawno się zmieniły, dalej się je wtłacza i kontroluje poziom ich wyuczenia. Kiedy mój syn kiedykolwiek mówił, że mu się nie chce iść do szkoły, to mu mówiłam, nie idź, bo szkoła szkodzi. Jeżeli miałam czas, nie musiałam iść na zajęcia, to uznawałam, że lepiej zostać z synem i coś razem zrobić. Nie szłam z nim do muzeum, ale oglądaliśmy serial, przygotowywaliśmy pyszne jedzenie i przy tym rozmawialiśmy o różnych rzeczach, o życiu, emocjach, o tym o czym jest oglądany właśnie serial. Nic złego mu się nie stało, jest to dobry człowiek, ma pracę, firmę - jest wolnym człowiekiem. Edukacja to nie jest włożenie kogoś w ramki, nie jest to też reprodukcja jakiejś wiedzy. Szkoła behawioralna, transmitująca wiedzę, a później odpytująca ile z tego uczeń zapamiętał, to jest po prostu koszmar, zupełnie dla nikogo. Inne prorozwojowe funkcje edukacji, to na przykład emancypacja.
CNE: Dlatego należy walczyć o edukację?
MN-D: Oczywiście! Przez edukację człowiek może zmienić swoje położenie społeczne, a awans społeczny jest możliwy poprzez edukację i dzięki niej.
CNE: Pani profesor było łatwiej …
MN-D: Naturalnie, że dzieciaki z mojego domu miały ten kapitał kulturowy, indywidualny, społeczny, miały zasoby. Książki stały na półkach, profesorowie przychodzili do mojego domu na kolacje, a one słyszały rozmowy, sposób mówienia. Przypomnę badania Basila Bernsteina, powtórzone w Polsce przez Uniwersytet Gdański, które pokazują, że dziecko rodziców niewykształconych - 3/4 Polaków dalej mieszka na wsi - posługuje się tak zwanym kodem ograniczonym. Kodem prostym. To znaczy pojedynczymi zdaniami, jak: Obiad! Zgaś światło! Wyjdź z psem! Kod rozwinięty, czyli zdania wielokrotnie złożone, obudowane przymiotnikami i innymi środki mowy, to wszystko w Polsce ciągle rzadkość. Dzieci z tych rodzin, których rodzice posługują się kodem prostym, przychodząc do szkoły, zderzają się z nauczycielami, którzy posługują się kodem rozwiniętym. Badania jednoznacznie pokazują, że dzieci, w takiej sytuacji komunikacyjnej, czują się jakby słuchały lekcji w języku obcym, którego nie rozumieją. Czują się wykluczone komunikacyjnie. A potem zewsząd słychać zdziwienie, że z nauczycielem rozmawiają wyłącznie dzieci ze środowisk, w których rodzice posługują się kodem rozwiniętym. Proszę sobie wyobrazić, że są dzieci, które milczą przez osiem lat podstawówki. Robią wszystko, żeby nie musieć się odezwać. Nie dlatego, że mają jakiś deficyt, tylko dlatego, że kod ograniczony jest sposobem ich porozumiewania się. Oni nie znają innego kodu, innego języka. Najpierw więc trzeba je ośmielić i przeprowadzić przez cały taki proces mówienia. Od prostych zdań: Nazywam się Michał …, Od września jestem w klasie …. Wszystko to bez kpiny, śmiechu, żartów. Należy dać uczniowi możliwości wypowiadania się. Doświadczyłam tego w Dolnośląskiej Szkole Wyższej, gdzie niektóre moje studentki uczyłam mówić. Kiedy próbowały mi wytłumaczyć o czym ma być ich praca licencjacka, to nie mogłam nic zrozumieć. Powoli, oswajając emocje, sprawiając, że nie czuły się ośmieszone, głupie, złe, poprzez ciężką pracę osiągałyśmy sukces. Jedna z moich doktorantek, z którą bardzo dużo pracowałam, napisała do mnie: Zmieniliście mi życie, edukacja zmienia życie. Co istotne – nie napisała, że dałam jej świetny zawód i otworzyłam drzwi do kariery.
CNE: Pani profesor, ale tu wchodzimy na grząski grunt. Żeby tak się mogło zadziać potrzeba spełnienia kilku czynników. Dwa narzucają się same. Po pierwsze nauczyciela, który jest na tej pierwszej linii edukacyjnego frontu. Po drugie świadomego rodzica. W Polsce dominuje ten sformatowany do myślenia liberalnego, czyli myślenia, jakie korzyści przyniesie dziecko, kiedy już zdobędzie świetne wykształcenie, np. zda maturę międzynarodową i zacznie robić karierę w kapitalistycznym świecie.
MN-D: No ale to jest iluzja. Wszystko jedno jaką młody człowiek zda maturę, czy pojedzie na studia do Londynu, Paryża, Madrytu, to zawsze będzie mu w życiu dobrze albo źle. Będzie szczęśliwy lub przeżyje dramat. Wpadnie w depresję albo zacznie wieść spokojne, miłe życie. Matura, czy też zagraniczne studia, niczego jeszcze nie gwarantują. Co wiemy o świecie na pewno? Na przykład to, że czyha w nim wiele niebezpieczeństw i trudno radzić sobie z emocjami, że można znaleźć się w sytuacji krytycznej, generującej cierpienie oraz znaleźć się w sytuacji zmiany, która nas przerasta.
CNE: … i co możemy z tym zrobić?
MN-D: Możemy się na to wszystko przygotować. Zbudować siebie w oparciu o proste rzeczy. Rozpoznać własne pasje i możliwości. Wybrać zawód, który się po prostu lubi. Oczywiście ogromna w tym rola nauczyciela, który kocha swoją pracę. Kiedyś założyłam ze studentami klub sportowy w jednej z wrocławskich szkół podstawowych. Tak pociągnęli te dzieciaki, że one przeszły wszystkie eliminacje i finał rozgrywali w swojej szkole. Moja koleżanka, która uczyła w niej wf-u, ponadto ich nauczycielka, grzecznie siedziała i obserwowała mecz, ale druga połowa nie była już na jej lekcji. Spojrzała na zegarek i mówi do mnie, że idzie do domu, bo skończyła właśnie pracę. Mówię do niej: Zostań, to są Twoi uczniowie, bądź z nimi, grają o mistrzostwo! Na co usłyszałam: No co ty ja zupę muszę robić. Pozostawię to bez komentarza.
CNE: To przykład, który potwierdza regułę?
MN-D: Kiedy opowiadam nauczycielom tę historię, to się denerwują. Zawsze robiłam w tym środowisku za czarownicę. Niektórzy jednak podchodzili do mnie i mówili, że tak w szkole jest, wiedzą o tym i chcą coś zmienić. Są oczywiście dobrzy nauczyciele, ale niestety w znakomitej mniejszości. Trzecie liceum jest na pewno inne. Często zastanawiałam się, jak to się dzieje, że państwowe liceum może rozwijać, a nie produkować prymusów, olimpijczyków, ludzi, którym się wmawia, że od świadectwa z paskiem coś zależy. Nic nie zależy od świadectwa z paskiem! Nic nie zależy od ocen! Nikt podczas całej mojej kariery zawodowej nie spojrzał w moje świadectwo maturalne. Nota bene miałam bardzo przeciętne stopnie. Jest mnóstwo koncepcji rozumienia edukacji, mnie najbardziej przekonuje taka, że jest to stwarzanie człowiekowi warunków do rozwoju. Mogę je stworzyć na sali sportowej, na stadionie, w parku, na basenie. Możemy jechać na wycieczkę, pójść do teatru, kina, galerii, możemy pochodzić po mieście, pooglądać zabytki albo sklepowe witryny.
CNE: No dobrze, ale co powiedzieć rodzicowi, który ma pretensje do nauczyciela, że robi za mało sprawdzianów, czyli za mało uczy i wymaga. Słowo “wymaga’ jest w tym wypadku słowem kluczowym
MN-D: Trzeba robić spotkania z rodzicami i tłumaczyć, że dzieciaki chodzą do szkoły, żeby się rozwijać i być szczęśliwymi. Do szkoły chodzi się po relacje społeczne, emocje, samowiedzę, samopoznanie i poczucie własnej wartości.
CNE: A wiedza, przecież wiedza jest najważniejsza?Trzeba robić diagnozy i sprawdzać!
MN-D: To jest chore. Te wszystkie diagnozy. Wiecie ile ja rzeczy nie wiem? Wszyscy ludzie czegoś nie wiedzą. Po co się skupiać na tym czego nie wiemy. Lepiej się skupić na tym, co wiemy, w czym jesteśmy dobrzy i dla dobra wspólnego to wykorzystać. To jest przecież takie proste. Natomiast polska szkoła jest takim bytem samym dla siebie. Samonapędzającym się instrumentem opresji. To wygląda tak, jakby ktoś ćwiczył całe grupy ludzi w opresji po to, żeby one były wyuczone i wytrenowane w poddawaniu się opresji. Teraz jeżeli ktoś z rządzących coś mówi, to ludzie grzecznie tego wysłuchują i robią, czyli dają się manipulować, bo są wytrenowani. Dawali się manipulować przez całą podstawówkę, szkołę średnią, studia, więc będą się dawali manipulować nadal i to o wiele bardziej. Bez krytycznego myślenia, czyli takiego, w którym człowiek nie będzie się bał wyrażać swoich przekonań i potrafił uargumentować własne zdanie, skażemy się na intelektualną i społeczną zagładę. Przykładowo: Nie mówię nie, bo nie, tylko mówię nie bo …. i tutaj mam własne argumenty. Ta naukowo rozumiana kompetencja krytyczna pozwala demaskować różne ukryte mechanizmy manipulacji. W diagnozach, które się przeprowadza, w testach, sprawdzianach jest jakaś opresja. Tam jest czyjaś władza wpisana w czyjś interes.
CNE: Na pewno nie ucznia…
MN-D: Na pewno. Warto zapytać dla kogo jest taka szkoła. Wszystko co się obecnie mówi o szkole, banały typu, że uczniowie są najważniejsi, to jest pic i przyklejony kolorowy plasterek. Współczesna polska szkoła jest po to, żeby rodzice mieli święty spokój. Najlepiej pokazała to pandemia. Największa rozpacz rodziców wyrażała się w stwierdzeniu, że rzeczywistość pozostawiła im na głowie ich największe szczęście. Weźcie sobie to nasze szczęście, bo my chcemy robić kariery, jeździć do spa, odpoczywać – zdają się mówić udręczeni rodzice. Dodając jeszcze, że przed pandemią mieli przynajmniej pół dnia dla siebie, a teraz rzeczywistość im to zabrała i muszą siedzieć z dziećmi w domu.
CNE: Czy pedagogika jest w stanie wytłumaczyć nauczycielowi, jak właściwie rozmawiać z młodym człowiekiem?
MN-D: Autentycznie. Wyłącznie autentycznie! Gdybym miała jutro zakładać szkołę, to miałabym jedno kryterium przyjęcia kadry. Nie zatrudniłabym ani jednego nauczyciela. Gdyby ktoś mi w CV napisał, że był przez choćby jeden dzień swojego życia nauczycielem – powiedziałabym: Do widzenia. Dziękuję. Natomiast gdyby przyszedł hydraulik, plastyk, aktor, ogrodnik, kucharz i powiedział, czym się chce z młodymi ludźmi podzielić, zobaczyłabym, że ma pasje i umiejętności porozumiewania się, że na pasji zbuduje relacje, to ja go przyjmę.
Opowiem pewną historię. Poznałam kiedyś młodą nauczycielkę, która była u mnie na praktyce. Prowadziła grupę dziewcząt. To było nad morzem, bardzo brzydka pogoda i one codziennie wychodziły na molo, gdzie godzinę, dwie, trzy siedziały i nic nie robiły. Po pewnym czasie przyszły się w końcu do mnie poskarżyć, że jak miały na początku pieniądze to się cieszyły, kupowały jakieś pierdułki, ale jak wydały już wszystko, to zaczęło im się na tym molo nudzić. Owa praktykantka prowadziła dzienniczek. Moja przyjaciółka, nie wiem w jakich okolicznościach, ten dzienniczek znalazła i mi go przyniosła. Wiedziała bowiem, że będę musiała na koniec praktyk go podpisać. W tym dzienniczku każdy dzień to była jakaś nauczycielska bajka. Zapisy typu: Spotkanie z ciekawym człowiekiem. Przyszedł marynarz. Opis jakie pytania zadawali, jaka była frekwencja, takie pierdoły. Ja wzięłam długopis i napisałam na każdym dniu, na marginesie: gówno prawda. Nie podpisałam się i mówię: Iwona odnieś jej ten dzienniczek do szufladki Wieczorem przychodzi zapłakana praktykantka, nic mi nie chce powiedzieć, natomiast żali się koleżankom: Ktoś mi wykradł dzienniczek praktyk, napisał „gówno prawda”, a co jak ona (czyli ja - śmiech) mi nie zaliczy? Kto to mógł zrobić? Jak widać z jej słów wynikał tylko lęk, a nie refleksja. Nie powiedziała, że bredziła w tym dzienniczku, tylko bała się konsekwencji. To jest ten paradoks, a właściwie absurd, że edukacja jaką mamy dzisiaj w Polsce jest wyłącznie treningiem w opresji.
CNE: W opresji i posłuszeństwie.
MN-D:Tak, to jest trening posłuszeństwa. Kogo lubią nauczyciele? Tego kto jest posłuszny. A kogo nie lubią? Nonkonformisty. To trzeba zmienić. Nawołuję o tę zmianę od 40 lat.
CNE: Jaki więc powinien być pierwszy krok w kierunku zmiany?
MN-D: Znaleźć odważnych nauczycieli, pasjonatów, którzy będą budowali na swojej pasji relację. Nie wiem co zrobią z podstawą programową, czy ją zrealizują czy nie, ale to nie jest najważniejsze. Jest w Polsce ruch szkół demokratycznych, EKOLA jest na przykład taką szkołą, zupełnie inną niż większość. Trzeba szanować nauczycieli, którzy nie prowadzą typowych lekcji, tylko tak inspirują dzieciaki, że one same się organizują. Można naprawdę robić lekcje na sto różnych sposobów.
CNE: Z nauczycielami jest jeszcze ten problem, że stracili autorytet. Generalnie w Polsce mamy kryzys autorytetu. Czy zdaniem Pani profesor jest szansa na jego odbudowę?
MN-D: To jest bardzo trudne pytanie. Dlatego, że autorytetem ktoś jest albo nie jest. Nie ma przepisu na autorytet, szczególnie nauczyciela. Autorytet, to jest taki rodzaj charyzmy, wiarygodności, że ludzie zaczynają wierzyć w to, co mówi dany człowiek, bez sprawdzenia i dowodów. W jakiś sposób 50% Polaków wierzy Kaczyńskiemu, i to jest autorytet. Całe pokolenie emerytów wierzy właścicielowi Radia Maryja – Tadeuszowi Rydzykowi. To jest autorytet i nie mówię tego cynicznie, ani w cudzysłowie. To są po prostu współczesne autorytety. Moje pokolenie miało inne, jak: Kuroń, Michnik, Geremek. Każdy tekst Michnika był dla nas wydarzeniem. Książki Kuronia są niesamowite do dzisiaj. Autentyzm i prawda, to powinien być fundament autorytetu. Oni byli spójni w tym co mówili, robili, jak żyli - to jest niezwykle ważna sprawa.
Jak nauczyciel ma być autorytetem skoro coś pierniczy na lekcjach, ma usta pełne frazesów, a o wartościach nie zaświadcza niczym, ani jednym dniem swojego życia. Patrząc na zegarek, mówiąc - już skończyłem - pokazuje, jaki ma stosunek do młodych ludzi i jakim autorytetem dla nich jest. Więc nie ma przepisu na autorytet. Natomiast w ogóle nie bałabym się autorytetów typu celebrytka, celebryta, etc. Jeśli dla nastolatki autorytetem jest Chodakowska, to niech będzie. Nie musi być autorytetem dla mnie. Mogę krytycznie patrzeć, jak ona reprodukuje bardzo szkodliwe przekonanie, że szczęście można osiągnąć chudnąc. Nic głupszego. Można schudnąć i być nieszczęśliwym. Każdy może się zachwycać kim chce. Ważne jest tylko, żeby uczciwie zapytać, co jest dla mnie dobre i ważne, jak wpływa na moje życie, na co mam wpływ. Kompletnie nie od nas zależy, czy zamkną teatry, kina, restauracje, księgarnie. Natomiast od nas zależy, co mamy w sobie. Tego nikt nam nie zabierze.
CNE: Wydaje nam się, że wejście do szkół takich osób, jak Pani profesor, byłoby dobrym początkiem zmiany
MN-D: Tylko komu na tym zależy? Zaczęłabym mówić, że wolność jest najważniejsza. Wolność słowa, myślenia, wyobraźni, że ludzie mają się poprzez edukację uwalniać, a nie zniewalać. Nikt tego nie chce słuchać, bo umowa jest inna. Mydli się oczy młodym ludziom, że taka edukacja jest dla ich dobra, a w istocie wszystko polega na tym, żeby wziąć ich za twarz. Szkoła bierze ich za twarz i zniewala, nie dając alternatywy. Biedni rodzice tego nie rozumieją, albo nie chcą zrozumieć.
CNE: Taką szkołę skończyli…
MN-D: No tak. Mnie najbardziej denerwuje, jak rodzice mówią, że im to nie zaszkodziło. Mam zawsze ochotę zapytać: A skąd wiesz? Może właśnie to ci zaszkodziło.
CEN: Pani profesor, bardzo dziękujemy za spotkanie.
MN-D: Bardzo dziękuję i życzę młodym ludziom, aby znaleźli własną drogę. To może brzmi jak banał, ale jest naprawdę ważne. Znam wiele historii ludzi na świetnych stanowiskach, którzy są zmęczeni, z poczuciem wewnętrznej pustki. Mają wszystko, a piją w samotności, prowadzą drugie, ukryte życie. A tacy ludzie, którzy odważnie porzucili wygodę, zostawili coś, co było na wyciągnięcie ręki i oddali się pasji, są po prostu szczęśliwi.
CNE: Niech to będzie takim dobrym podsumowaniem naszego spotkania.
Rozmawiali:
Weronika Sienkiewicz, Zuzanna Mańdziak, Emma Łuczkowiec, Amelia Kobylarz
Koordynator Centrum Naukowego EKOLA dr Robert Mertuszka